StartDzieciarnia"Zanim skończy się ten dzień, pogodzimy się"?

Łańcuch pokarmowyNapisałabym, że z głośników w dziecięcym pokoju sączy się muzyka, ale jednak jest ciut za głośno, żeby określić to sączeniem się ;) Dzieciaki śpiewają "razem" z Arką Noego. Tylko... Cóż... Chyba nie bardzo im się idea piosenki spodobała, bo zamiast "pogodzimy się", śpiewają: "Zanim skończy się ten dzień, pobawimy się"... ;)

Faktycznie bawią się. Przeważnie Ma. z Sz. Jak na razie Mi. jest w zabawach przeważnie pomijana. Ma też zakaz korzystania z klocków duplo, drewnianych, wieżyczek, pluszaków z Kubusia Puchatka, torebeczek, plastikowych łyżek, talerzyków i patelni oraz książeczek... Właściwie to nie powinna korzystać z niczego. Według Sz. nie powinna się również za długo przytulać do mamy. Sz. uzasadnia to tak: "To MOJE klocki"; "To MÓJ TYGRYS"; "To MOJA książeczka'; "To MOJA mama". Mi. nie uznaje jednak jurysdykcji Sz. Dlatego przeważnie stosuje metodę: "łap i w nogi, i za nogi". Łap, co się uda. Biegnij, ile tylko masz sił. Chowaj się za nogi mamy lub taty. Kiedy już dokona takiego rozboju, jest z siebie bardziej niż zadowolona. Czasem zamiast chować się za nogi, włazi na kanapę i jeśli zabawka jest na tyle mała, żeby zmieściła się w szparę między meblem a ścianą, to wrzuca tam ją natychmiast. Mamy więc tam spory zapas ukrytych klocków. Może kiedyś, jak już pudło całkiem opustoszeje, wyjmiemy - będą mieli uciechę, bo takie długo nieużywane to całkiem jak nowe :) Kiedy Mi. zwiewa ze zdobyczą, Sz. zaczyna zabawę w Tarzana, czy może w lwa, albo słonia. Nie wiem dokładnie. Drze się wtedy, jakby go ktoś polał wrzącym olejem. Do tej pory nie ustaliliśmy, czy nasi sąsiedzi reagują na to, jak ja na poranne szpileczkowe stuk-puk sąsiadki. Co ciekawe, Sz. uważa, że prawo do zabierania Mi. zabawek przynależy do niego (ewentualnie do Ma.) - "obce" dzieci robić tego nie mogą. Kiedy taki "obcy" zakosi coś Mi., Sz. staje się obrońcą uciśnionej siostry. Zabawkę odzyska... używając swoich trzyletnich rączek - wyrwie z impetem i odda młodszej siostrze. Trzeba dbać o swoich w obliczu wroga! Kiedy z pola widzenia znika Ma., Sz. i Mi. bawią się zgodnie razem. I odwrotnie: kiedy to Sz. nie ma, to dziewczyny są w komitywie. Zjawisko to już zapewne dawno rozszyfrowali psychologowie dziecięcy. My już dawno doszliśmy do wniosku, że brakuje jeszcze dzieciaka - żeby było do pary - tak, aby każdy miał się z kim bawić i... godzić ;) Ma ktoś jakieś dziecię na zbyciu? ;)

"Kłócą się i kochają". Kiedy tylko Sz. dokuczy Ma., ta przybiega z płaczem i skarży się na brata. No to mówię jej, np., że skoro taki ten Sz. okropny, to może go wyślemy w paczce do Australii... "Nie, nie! Nie chcę. To mój brat!", albo: "Nie! Będzie mi smutno!" A Sz. co jakiś czas powtarza: "To MOJA Jasia" (tak mówi na Mi.) - co z tego, że mu już JEGO kloców wrzuciła za kanapę tyle, że porządny pociąg by zbudował... A wieczorem nie ma specjalnego rytuału godzenia się - tak po prostu wszystko jest dobrze. Po wspólnych pogaduchach i modlitwie, dają sobie wszyscy buziaki. I mają przy tym niezłą zabawę. Może dlatego śpiewają "pobawimy się"...? :)