"Przy brzydkiej pogodzie woda wznosi się, lecz czasem zachowuje się wręcz przeciwnie. Co siódma fala jest olbrzymia, ale nieraz jest to dziewiąta, a czasem nie ma w tym żadnej reguły" /T. Jansson, Tatuś Muminka i morze/
Siedzę od rana w kuchni i gotuję... Piekę bułki, robię jogurt i... kombinuję, co ugotować na obiad. Oczywiście myślę o tym, co zjedzą dzieci. Dochodzę do wniosku, że bardzo lubią zupę z jajeczkiem, czyli po prostu żurek. No to żurek... Szykuję, gotuję, nalewam i wołam dzieciaki. Dwoje siada, trzecie zanim podejdzie do stołu już woła "bleee"...
Ma. oblizuje się i mówi "pycha"... Wyjada oczywiście jajka i kiełbasę. Zatrzymuje się na marchewce. Usuwam zatem marchewkę, bo inaczej nie będzie jadła dalej. Mi. zjada pięknie połowę, ale już się znudziła, więc ucieka. W tym czasie Sz. jednak zdecydował, że zje. Ma. żąda dokładki. Mi. wraca i domaga się "mniam, mniam" z talerza tatusia. Sz. zjada wszystko. Ma. dokładka smakuje widocznie inaczej, bo nie kończy. "Żurku ugotowałam wielki gar, więc będzie na jutro" - myślę zadowolona z efektu - ostatecznie zjedli, nie...?
Dzień drugi. Od rana pełno zajęć, więc zupa na obiad jak znalazł - cieszę się. Podgrzewam, wołam dzieciaki. Przybiegają, siadają i... Ma. patrzy zniesmaczona w miskę (mimo że przezornie usunęłam marchewki). "Nie lubię" mówi lakonicznie. Sz. zjada trzy łyżki i na tym kończy. Mi. zjada połowę i ucieka. Znowu się znudziła...
Jest dla mnie tajemnicą, zagadką, nieodgadnionym sekretem - co kieruje tymi dzieciakami... Jednego dnia coś jest ich ulubionym daniem, drugiego już nie nadaje się do jedzenia. Raz Sz. coś uwielbia, raz Ma. Zdarza się, że w tym samym dniu lubią coś jednocześnie. A czasem razem czegoś nie lubią. Najprościej jest z Mi... Ona, jak uzna, że coś jest jadalne, to raczej zje. Zwykle połowę, a jak nieco pobiega, to żąda, aby podzielił się z nią swoją porcją tatuś. Zdarza się, że dzielić mam się ja, A jak jej nie smakuje, to bez ostrzeżenia wypluwa. I to jest jedyny constans... Moje dzieci są jak morskie fale...