StartKulinariaJak babcia Marysia nie kiwając palcem tort uratowała

tortDzisiaj trzecie urodziny Sz. Jak na przykładną matkę przystało ;) wczoraj zaczęłam robić tort. Z cukrem... (może jednak nie jestem tak do końca przykładną matką;) Nie dam dzieciom za to parówek w tym tygodniu. Albo przez miesiąc ;) Biszkopty były upieczone, przyszedł więc czas na zrobienie kremu. Od wielu już lat używam sprawdzonego przepisu. Obecnie jest moda na kremy z serka mascarpone, wcześniej mnóstwo osób robiło kremy budyniowe. W moim rodzinnym domu królowała jednak inna receptura.

W wolnej chwili podam przepis, teraz napiszę jedynie, że krem robi się z jajek utartych z cukrem i... zagotowanych w mleku. Po przestudzeniu dodaje się taką jajeczną piankę do utartego masła. Krem jest delikatny i puszysty. I mimo, że jest z masłem, w niczym nie przypomina ciężkich maślanych mas tortowych. Ma jednak jedną wadę. Trzeba go robić bardzo powoli - zdarza mu się bowiem zwarzyć. A że wieczór był już późny, a ja padnięta całkiem, to spieszyło mi się nieco... Przyznaje się, że zamiast małymi porcjami, miksturę mleczno-jajeczną pakowałam do masła wielką łychą. Zwarzyl się zatem krem na amen. I cóż... Wkurzona nieco, rozgrzałam w rondelku również nieco masła. I takie wrzące masło wlałam do mojego zepsutego kremu. Miksowałam go jednocześnie, aż stał się z powrotem gładziusieńki. Skończyłam, krem schowałam do lodówki i tak sobie uświadomiłam, że takich różnych "sztuczek" nauczyła mnie moja mama. To naprawdę fantastyczna sprawa, kiedy matka daje dzieciom taki "spadek". Mam nadzieję, że moje łobuziaki naucza się różnych rzeczy ode mnie i że kiedyś, któryś z nich wspomni sobie mnie, np. przy "ratowaniu" zwarzonego kremu :)