StartVariaSąsiedzkie stuk-puk

heelsWczoraj była niedziela... A w niedzielę - gdzieś tak co drugą rozlega się sąsiedzkie stuk-puk. Bynajmniej nie do drzwi. To jest stuk-puk w kotleta. Czasem trwa to dłużej, czasem krócej. Zapewne raz kotlet schabowy, raz z piersi kurczaka. Może jakiś indyczy? Schabowy wymaga dokładniejszego i dłuższego potraktowania tłuczkiem, drobiowy nieco mnie wymagający ;) Niedziela bez stukania? Znaczy się: mielony...

Sąsiadów właściwie nie znam, bo mieszkamy tu od niedawna. Raz tylko sąsiad przyszedł uprzedzić, że żona ma urodziny i może być trochę głośno. Sympatyczne to było z jego strony. I uprzejme. A to wcale oczywiste nie jest. Dodam, że impreza wcale taka huczna nie była. Słyszeliśmy jakieś śmiechy, przytłumiony gwar rozmów i "sto lat" raptem raz zaśpiewane. Dzieci się nie obudziły, a nam w zasypianiu tez za bardzo to nie przeszkadzało. Niedzielne stuk-puk w kotleta też nie jest uciążliwe... Ale... Ale do niedawna od poniedziałku do piątku, wcześnie rano rozlegało się stu-puk "sąsiadkowych" szpilek. Stuk-puk, stuk-puk, stuk-puk. Nad łazienką, nad kuchnią, sypialnią, nad pokojem zwanym szumnie salonem ;) Jakiś czas temu poranne stuk-puk umilkło. A cóż to - sąsiadka wyjechała? Wyprowadziła się? Ależ nie. Spadł śnieg. I sąsiadka zaczęła chodzić w zimowych butach. I nie śmiga przed pracą po domu w szpilkach. Sąsiedzkie zwyczaje poznawane przez pryzmat stukotów sufitowych lub ściennych -  rozprawę taką można by napisać. Jak to dobrze, że mieszkamy na parterze... U nas bowiem ciągle jakieś stuki-puki wydawane przez dzieci. Stuk-puk najcięższą zabawką, jaką można u nas znaleźć. Stuk-puk drewnianymi klockami. Stuk-puk biegających w tą i z powrotem nóżek. To by była dopiero rozprawa! A tak... Z głowy mam ewentualne sąsiedzkie skargi. Stresu, że sąsiad wpadnie z awanturą, nie ma, Tylko roztopów się boję, bo sąsiadka pewnie wyciągnie znowu szpilki... Stuk-puk. Stuk-puk.