Naprawdę "mmmmm". REWELACJA! Manakish zwany jest arabską pizzą. Tyle, że na wierzchu najczęściej pasta z oliwy i zataru. Dzieciaki wsunęły manakish na drugie śniadanie. J. też nie wzgardził (właściwie to powiedział, że bardzo dobre). Kusiło mnie już od dłuższego czasu, żeby wypróbować przepis na te smakowite placuszki, ale zataru mamy tyle, co na dnie niewielkiego słoiczka, więc zastanawiałam się, czy jest sens sprawdzać, jak to smakuje.
W końcu stwierdziłam, że przecież mogę coś sama wymyślić i przygotowałam własną zataropodobną ;) przyprawę. Mieszankę różnych ziół i prażonego białego sezamu. Wymieszałam to z dobrej jakości oliwą i posmarowałam nasze arabskie pizze. Część placków posmarowałam mojej produkcji serkiem z ziołami dalmatyńskimi. Na marginesie dodam, że zostały już tylko dwa słoiczki sera z ziołami prowansalskimi. Wersja dalmatyńska się skończyła. A manakishe pieką się błyskawicznie i są przepyszne!
Poza tym znowu zachwycam się uniwersalnością drożdży. Wczoraj nauczyłam się zaplatać chałkę. Co prawda ciasto nie było "chałkowe", ale moje eksperymentalne, ale również na drożdżach. Podobno do pieczenia ciasta drożdżowego trzeba mieć rękę. Zdaje się, że mam ten talent ;) I tym skromnym akcentem zakończę :)