Wybór. To o nim dzisiaj. Wybieramy codziennie. Od rana do wieczora. W co się ubrać, co zjeść, co wypić, którą drogą pojechać, co kupić... Co jakiś czas wybieramy, kto ma nas reprezentować w samorządzie, czy parlamencie, kto ma być głową państwa. Wybieramy przyjaciół, domy, meble, ubrania. A raz do roku wybieramy, komu oddać 1% z naszego podatku. Niektórzy mają to już za sobą, innych dopiero to czeka.
Matka bez lukru (zwana dalej Nielukrującą) da dziecku bułkę i kawałek zeschniętego żółtego sera i pójdzie relaksować się w domowym spa. Matka - wyznawczyni rodzicielstwa bliskości, często jednocześnie ekoMatka (zwana dalej Tuli-ekomatką) dostarczy swojej pociesze "w pełni zbilansowany", zdrowy posiłek, który nie zawiera konserwantów, ulepszaczy, spulchniaczy, cukru, glutaminianu sodu, glutenu, sztucznych witamin, składników modyfikowanych genetycznie. A jeśli znajdzie się w tym składnik pochodzenia zwierzęcego, to zapewne będzie on wprost od szczęśliwych zwierzątek, które całe swoje życie spędziły na wspaniałej łące - a łąka również bez GMO. Co z karmieniem noworodków i niemowląt? Nielukrująca pokarmi nieco piersią, a czasem od razu sięgnie po butlę i mieszanki. Tuli-ekomatka, choćby padła na placu boju, karmić będzie ze trzy lata.
Czytaj więcej: Macierzyństwo bez lukru vs. tuli-tuli rodzicielstwo
Całe szczęście, że premier T. i jego otoczenie nie interesuje się takimi maluczkimi jak ja i mi podobni... Jeszcze - nie daj Panie Boże - wziąłby sobie do serca to, co teraz napiszę... W każdym czasie człowiekowi może być dobrze. No... prawie w każdym czasie... Doprecyzuję: niemal zawsze można w doświadczeniach, jakie człowieka spotykają, znaleźć coś dobrego. Nie takie "coś dobrego", jak tytułowa bohaterka książki Eleanor H. Porter - Pollyanna. Nie takie "coś dobrego", że jak nam srak napta na głowę, to pomyślimy "o jaka cudowna maseczka do włosów"...
Dzisiaj będzie bardzo osobiście i bardzo poważnie. Ponad trzy miesiące temu miałam operację prawego oka. Za jakiś rok będą szacowane możliwości zoperowania lewego. Dzięki umiejętnościom pani doktor zaczęłam na nowo widzieć... Przedtem - przez kilka ostatnich lat - wszystko było totalnie rozmazane, za mgłą. Nie widziałam twarzy moich bliskich nawet wtedy, kiedy siedzieli po drugiej stronie stołu. Niewielkiego stołu. Nie widziałam nawet swojej twarzy w lustrze nad umywalką. Stan ten pogarszała każda z trzech kolejnych ciąż. A teraz widzę. Prawym okiem :) Ale gdybym widzieć już nie mogła, to nie żałowałabym ani przez sekundę tego, że na te trzy kolejne ciąże się zdecydowałam.
Zdaje się, że jestem ostatnio w niezwykle bojowym nastroju. Było już o walce z zastraszaniem, jakie panuje w Internecie. Było też o potencjalnym proteście przeciw dyskryminacji dzieci urodzonych w drugiej połowie roku... Takie "waleczne" artykuliki dzień po dniu... A nawet jakoś specjalnie mnie dzieci nie wkurzyły. Wszystko w granicach normy ;) Nie szalały bardziej niż zwykle. Mąż... O mężu nie mogę się za bardzo rozpisywać, bo twierdzi, że za bardzo się nim chwalę :) Może to i racja... ;) Mężowi co najwyżej ja mogłam dokuczyć swoim marudzeniem. On jest niespotykanie cierpliwy wobec mojej jędzowatej natury. Tak więc: ani dzieci, ani mąż za bojowy nastrój nie ponoszą odpowiedzialności. Może hormony - doda ktoś trzeźwo myślący. Nie. To nie ten czas ;) Taki po prostu nastrój mnie dopadł i już.